Szkic dni skupienia dla zakonnic
Katechizm Kościoła Katolickiego w paragrafie 478 wspomina o miłości, którą Boski Zbawiciel ma nieustannie dla swego odwiecznego Ojca i dla wszystkich ludzi bez wyjątku. Niewątpliwie jest to jedna i ta sama Miłość – Duch Święty – którą Syn miłuje Ojca i w którą nas także wciąga; niemniej ta miłość ma dwa aspekty. Wprawdzie w niczym nie są one sobie wzajemnie przeciwne, ale tylko jeden z nich jest normalnie przedmiotem ludzkiej uwagi: ten drugi.
Człowiek ma zwyczaj uważać się za centrum rzeczywistości i oceniać wszystkie rzeczy ze swojego punktu widzenia. Jeżeli w tym zajdzie daleko, to nawet bliźnich widzi tylko jako swoje otoczenie, a nie jako równe mu, pełnoprawne osoby; nawet i Boga postrzega i traktuje tylko jako Kogoś, kto może mu ewentualnie być potrzebny – albo właśnie potrzebny nie jest; to już człowiek sam sobie ustala i decyduje.
Także i na Chrystusowe dzieło Zbawienia można patrzeć z punktu widzenia ludzkości, i to jest całkiem uprawnione, nawet święte: wiemy przecież, że dla nas, ludzi, i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba. I nigdy nie dosyć dziękowania Mu za to. Niemniej od wieków przewija się przez myśl chrześcijańską próba spojrzenia na całą rzeczywistość, z dziełem Zbawienia włącznie, trochę inaczej, bo z punktu widzenia samego Zbawiciela. Te próby znamy pod różnymi starszymi i nowszymi nazwami, a najczęściej jako „nabożeństwo do Najświętszego Serca” naszego Pana. Oczywiście można o tej miłości, której pełne jest to Serce, mówić znowu tylko z naszego punktu widzenia – co ona nam przynosi, co nam daje – ale można także pragnąć, przynajmniej pragnąć, zrozumieć choć odrobinę tego, jak On sam to wszystko w swojej niewyobrażalnej miłości widzi.
Ludziom, którzy szukają u Boga (co jest jak najbardziej uprawnione!) pociechy, zdrowia dla siebie i bliskich, powodzenia w sprawach doczesnych, a wreszcie zbawienia, kiedy już nie będzie innego wyjścia, tylko umrzeć – nie ma sensu o tym mówić, bo wyłączają uwagę i nie słuchają; to ich nie obchodzi. Kiedy jeszcze byłam w świecie, ktoś znalazł w mojej książce obrazek z aktem zdania się na wolę Bożą na odwrocie; i zwrócił mi go, mówiąc z oburzeniem, że nie odmawiałabym takich modlitw, gdybym miała chore dziecko. Ale tym, które szukają Boga samego, które dla tego poszukiwania tu przyszły, które niczego bardziej nie pragną niż poznać Jego przerażającą i cudowną miłość i siebie same złożyć w ofierze tej miłości – takim można i trzeba mówić, na ile to w ogóle wykonalne, na ile z Jego własnych zwierzeń, zapisanych w Ewangelii, możemy wywnioskować – a Pismo Święte dostępne jest dla każdego – o tym, co znajduje nasza wiara w Sercu Jezusa.